Roll or fold? Ewolucja sposobów pakowania

Pakowanie się stało się nieodłącznym elementem współczesnego życia. Wraz z dynamicznym tempem życia i rosnącą mobilnością, umiejętność efektywnego pakowania się staje się coraz bardziej wartościowa. W dzisiejszym artykule przyjrzymy się różnym metodą pakowania się, które pomagają podróżnym, studentom czy nawet profesjonalistom w radzeniu sobie z tym codziennym wyzwaniem.

1. Minimalizm w Pakowaniu:

Minimalizm to zasada kładąca nacisk na prostotę i funkcjonalność. W przypadku pakowania się oznacza to wybieranie tylko niezbędnych przedmiotów, eliminując zbędne rzeczy. Ten sposób pakowania jest szczególnie popularny wśród podróżujących, zwłaszcza tych, którzy preferują podróże z jednym plecakiem. Minimalizm nie tylko ułatwia podróżowanie, ale również pomaga utrzymać porządek i skupić się na istotnych rzeczach.

2. Technologiczne Innowacje:

Nowoczesne technologie oferują rozwiązania ułatwiające pakowanie. Specjalne torby i walizki z wbudowanymi ładowarkami, inteligentne etykiety śledzące lokalizację bagażu, a także specjalne worki na ubrania, które chronią przed wilgocią i zapachami – to tylko kilka przykładów. Technologiczne innowacje nie tylko ułatwiają pakowanie, ale również zapewniają bezpieczeństwo i komfort w podróży.

3. Metoda Konmari:

Marie Kondo, znana na całym świecie autorka książki „Magia Sprzątania”, wprowadziła metodę porządkowania, która zyskała popularność także w kontekście pakowania się. Jej podejście opiera się na pytaniu: „Czy to sprawia, że czujesz się szczęśliwy?”. W kontekście pakowania oznacza to wybieranie tylko tych rzeczy, które są naprawdę ważne i sprawiają radość, co może znacznie ułatwić proces pakowania i podróżowania.

4. Rolling vs. Folding:

To wieczne pytanie dotyczące pakowania ubrań – czy lepiej je zwijać, czy składać? Zwolennicy zwijania twierdzą, że pozwala to zaoszczędzić miejsce i zmniejszyć zmarszczki. Z kolei ci, którzy preferują składanie, argumentują, że utrzymuje ono porządek i pomaga unikać zagnieceń. Ostateczny wybór zależy od osobistych preferencji i rodzaju ubrań.

5. Kubistyczne Pakowanie:

To koncepcja polegająca na pakowaniu rzeczy w sposób przypominający kompozycje kubistyczne. Polega to na układaniu przedmiotów w taki sposób, aby maksymalnie wykorzystać przestrzeń i jednocześnie zachować pewną estetykę. Ta metoda wymaga kreatywności i elastyczności w podejściu do układania bagażu.

Podsumowując, sztuka pakowania się ewoluuje wraz z naszym stylem życia i dostępnymi technologiami. Nie ma jednego uniwersalnego sposobu, ale wiele różnorodnych metod, z których każdy może wybrać te, które najlepiej odpowiadają jego potrzebom i preferencjom. Ostatecznie, pakowanie się to sztuka równowagi między funkcjonalnością a estetyką, minimalizmem a praktycznością.

Sztuka pakowania: jak mądrze spakować bagaż podręczny na perfekcyjną podróż

Podróże są fascynujące, ale pakowanie bagażu może być zadaniem wyzwania, szczególnie gdy mamy do czynienia z bagażem podręcznym. Optymalne wykorzystanie przestrzeni, zminimalizowanie wagi i zapewnienie, że wszystko, co potrzebujemy, znajduje się na wyciągnięcie ręki, to sztuka, którą warto opanować przed każdą podróżą. W poniższym artykule przedstawimy kilka praktycznych wskazówek, jak sprytnie spakować bagaż podręczny, aby podróż przebiegła jak najbardziej komfortowo.

Planowanie przed pakowaniem

  1. Lista rzeczy do spakowania: Przed rozpoczęciem pakowania zawsze warto sporządzić listę rzeczy, które chcemy ze sobą zabrać. To pozwoli uniknąć zapomnienia ważnych przedmiotów i skupić się na najistotniejszych elementach.
  2. Ogranicz ilość ubrań: Staraj się ograniczyć ilość ubrań do minimum, wybierając elementy, które łatwo można ze sobą łączyć. Unikaj zabierania całej garderoby – zdecyduj się na uniwersalne i wielofunkcyjne elementy.

Mądra organizacja przestrzeni

  1. Zastosuj technikę zwiniecia ubrań: Zamiast tradycyjnego składania, wypróbuj technikę zwiniecia ubrań. To nie tylko oszczędza miejsce, ale także minimalizuje pogniecenia.
  2. Wykorzystaj przestrzeń w butach: Włożenie skarpet czy drobnych przedmiotów do butów oszczędza przestrzeń w bagażu. To również pomaga utrzymać porządek wewnątrz walizki.
  3. Pakuj według kategorii: Organizuj bagaż, grupując przedmioty według kategorii. Na przykład, umieść wszystkie kosmetyki w jednym miejscu, a elektronikę w innej.

Minimalizacja i zastosowanie wielofunkcyjnych przedmiotów

  1. Minimalizuj ilość kosmetyków: Przemyśl, które kosmetyki są naprawdę niezbędne. Wybieraj mniejsze opakowania, a jeśli to możliwe, korzystaj z produktów wielofunkcyjnych.
  2. Zastosuj torbę wielofunkcyjną: Torby typu „2 w 1” lub torby wielofunkcyjne z różnymi przegródkami pomogą w utrzymaniu porządku w bagażu oraz zminimalizują ilość koniecznych torb.

Elektronika i dokumenty

  1. Zorganizuj elektronikę: Zawczasu przygotuj miejsce na swoje urządzenia elektroniczne. Uporządkuj kable i pamiętaj o ładowarkach.
  2. Skanuj i kopiuj dokumenty: Przed podróżą zrób skany ważnych dokumentów, takich jak paszporty i bilety lotnicze. Zachowaj kopie w bezpiecznym miejscu, aby w razie potrzeby mieć do nich dostęp.

Podsumowanie

Pakowanie się w bagaż podręczny to sztuka, która wymaga pewnej wprawy, ale także przemyślanego podejścia. Planowanie przed pakowaniem, mądra organizacja przestrzeni, minimalizacja oraz zastosowanie wielofunkcyjnych przedmiotów to kluczowe elementy udanego pakowania. Przygotowanie się zgodnie z powyższymi wskazówkami pozwoli cieszyć się podróżą bez zbędnego stresu związanego z bagażem. Odkryj radość podróżowania z lekkim i dobrze zorganizowanym bagażem podręcznym!

Lwów

W tym roku do Lwowa po raz pierwszy udałam się zimą. Jak do tej pory każda moja wycieczka na Ukrainę była w czasie wakacji, gdy prażyło słońce. Tym razem udałam się tam na początku marca, gdzie pogoda przez cały czas była mroźna.

Co polecam zrobić we Lwowie? Zgubić się. Każda z uliczek jest tak urokliwa, że warto wejść tam, gdzie nie każdy odważy się wejść. Warto wejść jest tam, gdzie nie jest to opisane w przewodniku. Zwiedzając nowe miejsca staram się iść przed siebie, nie patrzeć na to, gdzie kieruje mnie w tym momencie przewodnik, czy gps. Idę tam, gdzie stwierdzam „o, tam jest ładnie, chodźmy tam!” i wychodzę na tym najlepiej.

Must have do zobaczenia we Lwowie? Opera, Rynek, Cmentarz Orląt Lwowskich. Tego chyba nie trzeba tłumaczyć 🙂

Must have miejsce do wypicia piwa? Мазох-Cafe. Miejsce z charakterem, gdzie jednocześnie przy dużej sławie w dalszym ciągu utrzymuje swój poziom.

Miejsce, którego nie polecam? Włoski ogródek, Rynek 6 – a już na pewno nie zimą. W moim odczuciu posiada za dużą rozsianą renomę, w stosunku co przedstawia. Jeść nie było mi tam dane, jednak aby wejść do środka musieliśmy zapłacić 10 UAH, gdzie po wejściu zobaczyliśmy remont, a nie klimatyczne miejsce.

Jak można dostać się do Lwowa? W każdy sposób! 🙂 Obecnie połączenia samolotem są coraz tańsze. Obecnie na 2 tygodnie przed bez najmniejszego problemu możemy kupić już bilet z Wrocławia za 129 zł, czy z Katowic za 89 zł.

Zrzut ekranu 2018-07-28 o 01.10.33

Zrzut ekranu 2018-07-28 o 01.12.53

Oprócz połączeń lotniczych dostępne są również połączenia autobusowe, czy pociągowe, które również można kupić za śmiesznie niskie pieniądze. Dla odważnych istnieje również opcja stopem 🙂

 

 

Pierwsze wrażenia po ASR

Wczoraj w nocy wróciłam z Auto Stop Race, czyli największego autostopowego wyścigu. Jestem bardzo zadowolona, że udało mi się pojechać tam stopem. Jak robić coś głupiego to kiedy jak nie wtedy, gdy jest się młodym?

Moje pierwsze wrażenia? Było ekstra i muszę przyznać – przez całą drogę trafialiśmy na bardzo przyjaznych i otwartych ludzi. Jednak dwie podróże mocno zapadły mi w pamięć:

  1. Staliśmy w czeskiej wsi z myślą, że żadne auto się nie zatrzyma, ponieważ w miejscu w którym staliśmy większość osób skręcała do sklepu na zakupy, a nikt nie jechał dalej. Po jakichś 10 minutach zatrzymał się samochód – malutki czerwony. Miejsca tyle, że same nasze plecaki ledwo się mieściły. Przemiły Pan zaproponował nam, że może nas zawieźć w lepsze miejsce do łapania stopa, czyli na autostradę jadącą na Czechy, ale po drodze chciałby zatrzymać się w paru miejscach, ponieważ wyruszył rano z domu aby zrobić zdjęcia natury tuż po wschodzie słońca. W efekcie zatrzymywaliśmy się w pięknych miejscach, gdzie sami staliśmy i podziwialiśmy jak w danym miejscu jest pięknie, a Pan który finalnie okazał się zawodowym fotografem w czasie drogi opowiadał nam jak w naszym wieku łapał stopa i zwiedzał w ten sposób Europę.
  2. Następnego dnia znaleźliśmy się przed Florencją i chcieliśmy jechać w stronę Rzymu. Jedna z pierwszych osób, z którymi rozmawialiśmy zaproponowała nam, że może zawieźć nas do połowy drogi, ponieważ później zjeżdża z autostrady. Uznaliśmy, że to super pomysł, ponieważ całą drogę wyznawaliśmy zasadę „czym bardziej na południe tym lepiej, nawet jeśli to tylko 50 km”. W czasie jazdy okazało się, że nasz kierowca jest muzykiem i to całkiem znanym we Włoszech. Pokazywał nam filmiki jak grał dla 20 000 osób. Pod koniec drogi zaproponował nam nawet, że jeżeli chcielibyśmy wracać z Włoch do Polski w ten sposób to może porozmawiać ze znajomymi czy nie mogliby nas podwieźć jakąś część drogi we Włoszech.

Moja złota rada? Nie bać się zwiedzać świata również w ten sposób. Jeżeli ktoś zgadza się nas zabrać znaczy to, że chce pomóc i, jest otwartą osobą. Porozmawiaj z tą osobą – na 100% opowie Ci historię, która zapadnie Ci mocno w pamięci. A co najważniejsze – podróże kształtują charakter 🙂

Izrael cz. 2

W tym miesiącu udało mi się wylecieć do Izraela, do Eilatu. Na wyjazd wybrałam się w pierwszej po≥łowie lutego. Na szczęście pogoda nam dopisała i mogliśmy w pełni korzystać z izraelskiego słońca. Dzięki tanim połączenim kierunek ten staje się coraz bardziej popularny. Według serwisu kayak.com biorąc pod uwagę ubiegły rok wyszukiwania lotów do Tel-Awiwu wzrosły o 318%. My lot mieliśmy o 6.25 z Warszawy, lecieliśmy tam Wizzairem i na miejscu byliśmy 4 dni – 3 noce. W tym czasie udało się nam zobaczyć miasto Eilat, Red Canyon, Rezerwat Rafy Koralowej. Byliśmy również na kolacji w namiocie.

Myśląc o samej kulturze oczywiście różni się od naszej polskiej. Na miejscu panują inne obyczaje, inne sytuacje zdarzają się na porządku dziennym. W tym wpisie postaram się przedstawić podstawowe różnice jak i cechy charakterystyczne dla tego miejsca.

1. Wchodząc do galerii musicie przejść przez bramki jak na lotnisku, wasza torba jest sprawdzana pod względem tego, czy nie wnosicie ze sobą jakichś niebezpiecznych rzeczy.

2. Dostęp do broni jest bardziej liberalny. Na ulicy bez najmniejszego problemu można spotkać człowieka ubranego w normalne ubrania noszącego ze sobą broń – często również maszynową.

3. W autobusach często jeździ ochrona, która oczywiście również jest wyposażona w broń.

4. Po 23.00 nie kupisz alkoholu w sklepie.

5. Mają miękką, dobrej jakości wodę – moje włosy przez cały wyjazd były na prawdę w dobrym stanie.

6. Jest drogo. Nawet woda kosztuje nas średnio 5-8 szekli.

7. Autobusy jeżdżą jak chcą. Wiele razy zdarzyło mi się czekać na przystanku na autobus, który ostatecznie w ogóle nie przyjechał.

8. Jest bardzo dużo Polaków – turystów.

9. Mieszkańcy tego kraju mówią bardzo dobrze po angielsku – i starsi, i młodsi.

A wy? Jakie różnice zauważyliście podczas waszego wypadu?

 

IMG_0308IMG_1002IMG_0883

Izrael

Dokładnie za 4 dni lecę do Izraela do miasta Eljat. Starając się przygotować do tego wyjazdu przejrzałam wiele stron internetowych opisujących to miejsce – niestety, ale z marnym skutkiem. Spędziłam dwa dni na szukaniu przewodników, dzwoniłam chyba do wszystkich księgarni we Wrocławiu – oczywiście skutek był podobny. Co więcej – kontaktując się z jedną z księgarni uzyskałam odpowiedź, że w sumie to w języku polskim jest problem z przewodnikami i jak chcę to może mi ściągnąć jakiś z Wielkiej Brytanii. Moim następnym krokiem było przeszukanie wrocławskich bibliotek. Jest! Udało się! Dojazd w to miejsce zajął mi godzinę z hakiem w jedną stronę, ale mam! Teraz pozostaje tylko czekać na samolot, przejść granicę, o której można się wiele naczytać. I oto będę w ciepłym miejscu, w ciepłym kraju. Na tą chwilę zapowiedziane są nawet 32 stopnie.

Izrael – Stay tuned!

Niagara Falls

Będąc przy Wodospadzie Niagara miałam niesamowite szczęście ze względu na bardzo słoneczny dzień i niezwykle wysoką temperaturę. Ze względu na to, że większość swoich wakacji spędziłam w stanie Massachusetts ta wycieczka w jedną stronę zajęła nam około 5-6 godzin (do przejechania mieliśmy 400 mil). Na miejscu spędziliśmy jakieś 8 godzin, co w zupełności nam wystarczyło do zwiedzenia wszystkich punktów, które chcieliśmy zobaczyć po amerykańskiej stronie.

Pierwszym miłym zaskoczeniem dla mnie był bezpłatny parking, gdzie niedaleko wejścia udało się nam zostawić samochód. Drugim zaskoczeniem był fakt, że na terenie, na którym przebywaliśmy praktycznie wszędzie było darmowe wi-fi, co dla nas w obecnym momencie było bardzo ważną informacją 🙂

Niestety, ale po zobaczeniu jak wygląda wodospad na początku byłam lekko zawiedziona – w moim wyobrażeniu tam powinno być wszystko „większe”, jednak moje błędne wyobrażenie szybko zostało rozwiane. Naszą pierwszą wycieczką było dopłynięcie statkiem jak najbliżej jest to możliwe (Maid of the mist). Przed wejściem na statek dostaliśmy niebieski płaszcz przeciwdeszczowy, który był tak duży, że spokojnie mogłabym owinąć się nim jakieś pięć razy a i tak zostałoby wolne miejsce. Jednak już w pierwszych minutach płynięcia byłam bardzo wdzięczna, że mam na sobie ten kaptur i płaszcz. Co więcej, gdybym pod koniec wycieczki nie założyła okularów przeciwsłonecznych oraz kaptura na twarz to zdecydowanie nie miałabym więcej makijażu. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że jest to dla mnie wspomnienie niezapomniane.

Drugim miejscem, gdzie wstęp był dodatkowo płatny było Cave of the Winds, gdzie oprócz żółtego płaszcza przeciwdeszczowego dostaliśmy reklamówkę na nasze buty oraz piankowe sandały. Tam zaś zdecydowanie byłam cały czas mokra, niewiele zdało się „specjalne przebranie”. Ale było warto! Gdybym miała możliwość zdecydowanie wybrałabym się tam jeszcze raz. Cieszyłam się jak dziecko gdy woda z wodospadu mnie oblewała. Rada: weźcie dodatkowe ciuchy na przebranie.

Oprócz płatnych miejsc mamy możliwość zwiedzenia parku, poleżenia na trawie z widokiem na wodospad oraz zrobienia wielu pięknych zdjęć wodospadu.

A wy jak wspominacie swoją wycieczkę w to miejsce? Podzielcie się wspomnieniami w komentarzach. 🙂

0AF06699-2C0D-4C27-8374-1A9360097828

0BBDE771-DA91-47B8-B6F9-142D662E5C07

0D1E3266-F3E1-4353-90A0-49A540F7D5B3

1F73A002-93C3-47F3-8695-344F5517C683

3D0D7048-58A5-4C22-B314-7DACA04CC2C8

 

1733A1F6-CB0D-49DA-A32F-8160FE832F57

 

 

Death Valley, czyli Dolina Śmierci

O tym miejscu naczytałam się chyba najwięcej jeśli chodzi o całą moją podróż. Do parku przyjechałyśmy jeszcze przed wschodem słońca – w okolicach godziny 4:00. Wierzcie lub nie – już nawet o tej godzinie było mi przeraźliwie gorąco, a warto zaznaczyć, że moja wycieczka odbyła się na przełomie września i października. Po dotarciu do Parku Narodowego chciałam zakupić bilet wejściowy, ale tym razem miałam szczęście i automat pokazał, że tego dnia jest darmowe wejście!

Jeden z pierwszych widoków jakie dane było mi zobaczyć był wschód słońca. Niestety, mój widok był częściowo zasłonięty, przez co nie miałam szans, żeby zobaczyć wschodu słońca w pełnej okazałości, jednak w moim odczuciu widoki i tak jest piękny! Po wschodzie słońca przyszedł czas na śniadanie. Ogólnie takie śniadanie polecam każdemu – jadłam je na świeżym powietrzu w pięknym otoczeniu – wierzcie lub nie, ale było to jedna z najlepszych kanapek jakie jak do tej pory jadłam. Zaraz po śniadaniu pobrałyśmy mapę parku, aby łatwiej było się nam po nim poruszać.

Pierwszym punktem na naszej wycieczce była piaszczysta pustynia. Pomimo tego, że byliśmy tam zaraz po wschodzie słońca i tak było tam strasznie gorąco. O dziwo znalazłyśmy tam fragmenty zieleni. Jednak niestety, ale nie udało się nam zobaczyć ruszających się kamieni, ponieważ według oznaczeń droga była zamknięta – przynajmniej tak wynikało z przedstawionych nam komunikatów.

Jednym z punktów naszej wycieczki była jazda przez bardzo wąskie i kolorowe korytarze. W paru punktach zastanawiałam się, czy aby napewno zmieszczę się na danym zakręcie z autem, jednak według znaków które pojawiają się przed wjazdem mieściłyśmy się w górnych, dopuszczalnych granicach.

Naszym przed ostatnim punktem wycieczki było Badwater, które było moim chyba największym marzeniem w tym Parku Narodowym. Jest to niewielkie słone jezioro, które jednocześnie jest najniżej położonym miejscem w Ameryce Północnej (-85,5 m p.p.m.). O tym miejscu naczytałam się wiele przestróg – że trzeba dużo pić, że człowiek łatwo się odwadnia, że bez nakrycia głowy to lepiej tam nie wychodzi, że po 10.00 rano to lepiej tam nie przebywać. Patrzyłam na to z lekkim przymróżeniem oka, ale uwaga – to prawda! W ten punkt przyjechałam około 10.00, spędziłam tam jakieś 30 minut. Pierwsze wrażenie po wyjściu z samochodu? Nie mogę oddychać, mam problemy ze złapaniem oddechu. Kolejne wrażenie? Czuję sól na swoim ciele – na ustach i nogach. W ciągu 30 minut wypiłam tam litr wody, a po wejściu do samochodu kolejny litr i ciągle chciało mi się pić! Pomimo czapki na mojej głowie czułam jak bardzo słońce grzeje mnie w głowę, a początki października nie pomagały tej sytuacji. Zaczęłam rozumieć w tamtej chwili, czemu gdy chciałam zarezerwować nocleg na campingu wyskoczył mi komunikat, że jest to niemożliwe ze względu na zbyt wysokie temperatury tam panujące.

Ważne! Będąc w Dolnie Śmierci należy pamiętać o paru kwestiach. Pierwsza to ciągle uzupełniać płyny – przypominają o tym nam również komunikaty w łazienkach, które opisują nawet poziom naszego nawodnienia w stosunku do koloru naszego moczu! Druga to uzupełnienie baku w naszym samochodzie. Paliwo w Dolnie Śmierci i jej okolicach jest bardzo drogie, stąd warto zatankować przed zjazdem do Parku. Ja miałam to szczęście i udało mi się zatankować za bardzo niską cenę. Oprócz tego – obserwujcie temperaturę w waszym aucie. Podczas wycieczki zaobserwowałam, że temperatura auta na wskaźniku się podniosła i było to moim bardzo dużym zmartwieniem. Dodatkowo, w Dolinie Śmierci nie ma zasięgu – ja swój straciłam około 70 mil przed Parkiem. Nie bez powodu te tereny są stale patronowane przez strażników, którzy w każdej chwili udzielą nam pomocy. Warto mieć ze sobą mapę – również taką papierową i nie zapomnijcie nosić  nakrycia głowy, ponieważ o udar cieplny nie trudno w takich warunkach.

Dajcie znać w komentarzach jeśli macie jakieś pytania!

IMG_0075

IMG_0251 2

IMG_1133

IMG_1179 3

IMG_4755

IMG_9369

IMG_9433

IMG_6530

Horseshoe Bend Observation Area

Horseshoe Bend Observation Area, czyli miejsce które znam z książki od geografii, jest oddalone od Wielkiego Kanionu mniej więcej 2 godziny drogi oraz około 10 minut od Page. Ja osobiście udałam się z Wielkiego Kanionu w kierunku „podkowy”, a drogę zdecydowanie polecam, ponieważ możemy zobaczyć piękne widoki na typową arizońską pustynie.

Według mnie jest to miejsce, gdzie grzechem byłoby się nie wybrać oraz które zdecydowanie znajdowało się dla mnie na liście miejsc do odwiedzenia w USA. Polecam każdemu – na prawdę warto. Na samym początku wygląda to dosyć niepozornie, ponieważ odnosimy wrażenie, że parking znajduje się pośrodku niczego. Następnie przed nami około 15 minutowy spacer (3/4 mili, około 1.27 km) przez tereny pustynne, gdzie na początku mojej wędrówki powitał mnie komunikat o tym aby się nawadniać, ponieważ temperatury są bardzo wysokie. Po przybyciu do naszego celu widzimy rzekę Kolorado, która zawija się o 270°. Warto pamiętać, że trzeba tam szczególnie uważać, ponieważ brzeg naszego urwiska w żaden sposób nie jest zabezpieczony, a według informacji jakie znajdziemy na początku naszej wędrówki, w dół jest aż 305 m!

IMG_2835

IMG_9101

Następnie po krótkim spacerze widzimy jeden z najciekawszych biegów rzeki, który jak do tej pory widziałam w życiu.

IMG_1083

IMG_0213

Dokładny adres po którym możecie znaleźć to miejsce to: Page, Arizona 86040, Stany Zjednoczone

 

Pierwsze wrażenie w USA

Wylądowałam w USA – byłam zmęczona, chciałam znaleźć się tylko w łóżku w wygodnej pozycji oraz wziąć prysznic. Po 11 godzinach lotu miała rozpocząć się moja przygoda życia. Wraz z moim pracodawcą oraz osobami które razem ze mną miały rozpocząć swoją przygodę byliśmy umówieni w wyznaczonym miejscu. Po dotarciu w nasze umówione miejsce poznałam ludzi, z którymi miałam spędzić najbliższe 4 miesiące.
Moje pierwsze wrażenie? Ja ich nie rozumiem. Przez pierwszą godzinę byłam pierwszą nieanglojęzyczną osobą w tym towarzystwie. Jednak gdy tylko przedstawiłam się skąd jestem wszyscy przywitali mnie bardzo przyjaźnie i starali się mówić prostszym językiem – nie slangiem, mówili pełnymi wyrazami – nie skracali ich. Każdy starał mi się pomóc jeśli tylko czegoś nie rozumiałam. Warto pamiętać, że język jakiego używamy w normalnej mowie nie jest tym językiem, którego uczyliśmy się w szkole.  Nikt tutaj nie zwraca uwagi na formy gramatyczne – ważne żeby się dogadać. 🙂 Więc nie bójcie się jeśli chodzi o poziom waszego języka – dacie radę. Ja pomimo dobrych ocen z angielskiego w szkole również potrzebowałam chwili czas aby się oswoić z tego typu mową 🙂

 

37757502-5D26-4F95-A58A-16FAFCEFC77A

IMG_2229